poniedziałek, 4 lutego 2013

London

Sobota ostatni dzień w Stavanger, spakowałam rano walizki, Bartek przyjechał po nie jakoś około drugiej i od razu podrzucił mnie do miasta. Miał zaplanowane zakupy z Rebeccą, chciałyśmy kupić prezent dla B. 
Poszło nam to dość sprawnie i miałyśmy jeszcze chwilkę na kawę. R. zamówiła pierwsza, a ja w tym czasie pilnowałam naszego stolika, jak tylko wróciła udałam się do kasy i zamówiłam ogromną gorącą czekoladę z bitą śmietaną, a co mi tam niech dupa rośnie! Gdy wróciłam do stolika na stole leżało pudełko Merci z wielką laurką w kształcie serca z napisem danke, a pod spodem wymienione kilka rzeczy, za które właśnie R. mi dziękuje. Wzruszyłam się niesamowicie nie spodziewałam się tego kompletnie. Miłe zaskoczenie... 
Wróciłam do domu pożegnałam się z moją host rodziną, było dużo łez jaki i mnóstwo szczerego śmiechu. Podarowałam im na pożegnanie album z naszymi wspólnymi zdjęciami. Myślę, że to fajna pamiątka, ja osobiście taki album dostałam od K. i naprawdę jest to wielki wyciskacz łez...
W sobotę była urodzinowa impreza B. bawiliśmy się naprawdę świetnie. 
W niedziele miałam wylot opóźniony o 45 min plus kolejne spóźnienie przy check in do samolotu. Trochę to zajęło za nim wylecieliśmy, ale przynajmniej miałam więcej czasu na zakupy w duty free :) 
Na lotnisku czekał na mnie Dima, stwierdziłam, że jestem tak głodna i mam ogromną ochotę na fish and chips. Z braku czasu poszukaliśmy restauracji na Gatwick airport, smakowała fantastycznie, ale samie już nie wiem czy z mojego wygłodnienia czy kucharza mięli świetnego hihi
Z Gatwick wzięłam pociąg do Clapham Juncion, stamtąd odebrał mnie już host i zawiózł do domu. Jego mina na ilość moich walizek była bezcenna. Gdy dotarłam do domu było już prawie północ, więc szybko pokazał mi tylko kuchnie i łazienkę. 
 
4 luty 2013 

Mój pierwsze spotkanie z dziećmi, wstałam około 7 wzięłam szybki prysznic i zeszłam na dół przywitać się ze wszystkimi, a raczej ich poznać. Wyluzowana rodzina. Nie chcę za dużo mówić, bo nie chcę zapeszać i chwalić dnia przed zachodem słońca. Może na razie powiem tylko, że babcie jest rewelacyjna pomogła mi bardzo dzisiaj i pokazała gdzie wszystko jest, a nawet zapoznała z jedną au pair. Naprawdę doceniam jej wskazówki i szkoda, że już jutro wraca do RPA. Kupiłam jej w podzięce czekoladki. Hostom dałam również pudełko czekoladek, a dzieciakom wielkie czekolady i ogromne Chupa-chupsy. Cieszyli się niesamowicie, so do I:) 
Byłam w banku założyć konto i w szkole językowej, aby zapisać się na kurs. Od jutra zaczynam. Intensywnie się zaczęło. 
Muszę się dużo nauczyć i wdrąż w grafik, nie będzie łatwo, ale jestem optymistycznie nastawiona! Trzymajcie kciuk proszę. 

Sabi xx

2 komentarze: